Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liga Światowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liga Światowa. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 grudnia 2011

Siatkarski rok 2011, czyli co zostawiamy za sobą

Rok 2011 był dla polskiej siatkówki dobry. Dla niektórych - "zaskakująco dobry".
Najpierw rozgrywki Plusligi, które na naszym krajowym podwórku nie przyniosły zbyt wielu zmian - Skra Bełchatów wciąż wygrywa, a inne drużyny po raz kolejny muszą uznać jej wyższość. AZS Politechnika Warszawska była bliska wejścia do czołowej czwórki, co wielu przyjęło z wielkim zdziwieniem. Ostatecznie klub zajął piąte miejsce, zdobył prawo do występów pucharowych i... na tym się skończyło. Utrata dwóch czołowych zawodników - Michała Kubiaka i Zbigniewa Bartmana okazała się bolesna. Największym zawodem sezonu okazał się Jastrzębski Węgiel, który zakończył rozgrywki na siódmym miejscu. Za to w Lidze Mistrzów spisali się zaskakująco dobrze - udało im się awansować aż do Final Four. W Pluslidze Kobiet najlepsza okazała się ekipa z Muszyny, za którą na podium stanął beniaminek - Atom Trefl Sopot i BKS Aluprof Bielsko-Biała. Ostatnie miejsce i spadek z ekstraklasy przypadło drużynie z Rumii.

W sezonie reprezentacyjnym działo się naprawdę wiele. Liga Światowa, World Grand Prix, Mistrzostwa Europy i nie tak dawno zakończony Puchar Świata.
O awans do finałów Ligi Światowej nie musieliśmy się martwić - byliśmy organizatorami całej imprezy. Wielu ludziom wydawało się, że może być bardzo trudno zdobyć medal. I rzeczywiście tak było. Najpierw wygrana z Bułgarami, którą niestety zespół okupił kontuzją Zbyszka Bartmana. Potem mecz z Włochami, o którym chyba każdy chciałby zapomnieć. Miałam tego pecha (a może szczęście), że trafiłam na ten mecz i patrzyłam na nieciekawą grę reprezentacji. Wszyscy dwoili się i troili - nikomu nie można zarzucić braku zaangażowania. Ani zawodnikom, ani kibicom. następny mecz wygrany - z Argentyną, uratował nam tyłek. Że już nie wspomnę o tym, jaką przysługę zrobili nam Bułgarzy wygrywając z Włochami. Tak czy inaczej chwała Nikołowowi i spółce. W półfinale trafiliśmy na Rosjan i przegraliśmy, ale nasi siatkarze pozostawili po sobie obraz walki. W meczu o 3. miejsce pokonaliśmy Argentynę, i tak oto bez największych gwiazd zdobyliśmy brąz LŚ i ważne punkty do rankingu.

W WGP reprezentacja kobiet nie pokazała się ze zbyt dobrej strony. Brak wielu zawodniczek okazał się dotkliwy. Nie pomogły nawet świetne występy Bereniki Okuniewskiej, niemożliwe obrony Pauliny Maj... Naprawdę, dziewczyny walczyły, dawały z siebie wszystko, ale porażki z takimi zespołami jak Dominikana były bolesne. Potem przyszły Mistrzostwa Europy, i patrząc na występy w WGP było niebo lepiej! Polkom szło naprawdę świetnie, do czasu meczu z Serbkami - jak się okazało potem - Mistrzyniami Europy. Dziewczyny przegrały, ale pozostawiły po sobie dobre wrażenie. Walczyły, i chwała im za to. Wydaje się, że nasza ekipa jest na coraz lepszej drodze. Na pewno lepszej niż chociażby przed Pucharem Jelcyna.

Potem przyszły Mistrzostwa Europy mężczyzn. Sam Piotr Gruszka przyznał, że w takiej atmosferze nie jechali na żadną imprezę. I miał rację. Wszędzie roiło się od komentarzy na temat braku atakującego. Bartman nie wrócił po kontuzji, a forma dwóch pozostałych - Piotra Gruszki i Kuby Jarosza wydawała się baardzo daleka od ideału. Jednak jak zwykle polskie marudzenie okazało się bezpodstawne, bo zajęliśmy świetne trzecie miejsce. Przyszła radość, ale też wszyscy naokoło studzili ją mówiąc, że na Pucharze Świata nie będzie kolorowo.
A jak było sami wiemy. Świetna gra Polaków, zajęcie drugiego miejsca... a mało brakowało i byłoby pierwsze! Jednak żadne gdybanie nie ma sensu, kiedy Polacy mają awans na IO, do tego znacznie awansują w rankingu FIVB. Wszyscy, którzy grali w sezonie reprezentacyjnym zasługują na wielkie wyróżnienia. Również Ci, którzy powrócili do reprezentacji po przerwie. Michał Winiarski i Paweł Zagumny byli naprawdę sporym wzmocnieniem.
Ten rok był dla polskiej siatkówki naprawdę dobry. Sukcesy Polaków pokazują, że pracą można osiągnąć wszystko. I ambicją, bo chyba każdy pamięta Michała Kubiaka, który poszedł jak dzik w żołędzie. (Swoją drogą, Krzysztof Ignaczak ma talent nie tylko do siatkówki, ale też i do ciekawych porównań :D) Tak więc, idźmy wszyscy jak dziki w żołędzie! :D

Życzmy sobie żeby następny rok nie był gorszy od tego, aby wreszcie zdobyć medal na Igrzyskach Olimpijskich! I nawet tak poza siatkówką, żeby nie zabrakło nam siły do walki o to, co kochamy :)

niedziela, 10 lipca 2011

Polacy na podium LŚ! Zwycięska walka o brąz!

Od meczu minęła już chwilka, a ja nadal jestem tak samo zagotowana. Chyba pora wziąć coś na uspokojenie. :)

Polska - Argentyna 3:0
(25:18, 25:23, 25:22)

Składy zespołów:
Polska: Nowakowski (7), Kosok (7), Kurek (14), Jarosz (17), Ruciak (2), Żygadło (4), Ignaczak (libero) oraz Kubiak (4)
Argentyna: Conte (14), Quiroga (3), Sole (5), Pereyra (8), Crer (8), De Cecco (3), Gonzalez (libero) oraz Ocampo (3) i Uriarte (1)

Takie mecze aż chce się oglądać! Heroiczna walka ze Sborną dała nadzieję na wygraną z Argentyną. Z Rosją walczyliśmy jak równy z równym i naprawdę warto było obejrzeć - mimo przegranej. Dzisiaj... Brak słów! To, co zrobiła nasza drużyna jest nie do opisania. Wygraliśmy 3:0! Myślę, że teraz WSZYSCY malkontenci powinni się zastanowić nad tym co mówili, nad ciągłym marudzeniem - bo nasza reprezentacja nadal może być najlepsza.
Myślę, ze ten turniej pokazuje wartość pracy chłopaków. Ciężkie treningi, długie podróże - mogą być z siebie dumni. Ale trzeba pamiętać, że droga od zera do bohatera jest krótka, a od bohatera do zera jest pokonywana w mgnieniu oka, dlatego nie można zatracić się w tym sukcesie. Musimy brnąć dalej!
Takie mecze są ważne. Budują drużynę, wzmacniają fundamenty. Chłopcy podnieśli się, pokazali charakter, walkę. To jest normalne dla przyszłych zwycięzców. Dlatego bądźmy dobrej myśli! Następne turnieje oby były dla nas tak samo owocne, ale i szczęśliwe - bo nie ukrywajmy, chyba rzeczywiście cały wszechświat nam pomógł! :) Ale wykorzystaliśmy to i tylko ten fakt się liczy.

Dziś jeszcze finał. Rosja-Brazylia. Szykuje się ciekawe widowisko, dla jednej strony wygrane, a dla drugiej nie. Kto będzie się dziś cieszył ze zwycięstwa?
(Dziś jeszcze dekoracja, koniecznie trzeba obejrzeć.)

czwartek, 7 lipca 2011

Bułgarski horror z happy endem.

Polska - Bułgaria 3:2 (25:20, 23:25, 14:25, 25:22, 15:13)

Polska: Piotr Nowakowski (16), Bartosz Kurek (24), Zbigniew Bartman (18), Michał Ruciak (9), Łukasz Żygadło (2), Marcin Możdżonek (8) i Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Jakub Jarosz, Paweł Woicki, Michał Bąkiewicz, Grzegorz Kosok (1), Michał Kubiak.

Bułgaria: Andriej Żekow (2), Matej Kazijski (18), Wiktor Josifow (5), Teodor Todorow, Todor Aleksiejew (6), Cwetan Sokołow (27) i Władysław Iwanow (libero) oraz Christo Cwetanow (8), Metodi Ananiew, Nikołaj Penczew (3), Władimir Nikołow (4), Georgi Bratojew.



W sumie to nie wiem co o tym meczu napisać. Nasi chłopcy już nas chyba przyzwyczaili do takich zwrotów akcji i trudnych końcówek, co nie zmienia faktu, że mało co wczoraj nie dostałam zawału. Bardzo dobra gra w pierwszym secie napawała optymizmem. Ładne, kombinacyjne akcje, gra środkiem oraz dobry blok doprowadziły naszą drużynę do zwycięstwa 25:20. Drugi set był bardzo zacięty. Walka punkt za punkt. Żadna drużyna nie wysunęła się na znaczące prowadzenie. Bułgarzy nie popełnili błędów w końcówce i wygrali 23:25. Trzeci set bardzo przypominał mi czwartkowe spotkanie z Brazylią. Nie wychodziło kompletnie nic. Nasz zespół znowu się zaciął i nie miał kto przełamać tej słabej gry. Chłopcy chcieli walczyć, ale tak jakby nie mieli do tego sił. Ostatecznie przegrali tę bardzo złą w naszym wykonaniu partię do 14. I tutaj pojawiła się obawa. Czy uda się "wyczyścić" głowę i wrócić do tej dobrej gry z pierwszego seta. Czy chłopcy zapomną o tych przegranych partiach i wrócą do walki. Na szczęście się udało. Bartosz Kurek i Zbigniew Bartman powrócili do skutecznych ataków, dzięki którym nasz zespół mógł sobie wypracować tę co prawda niewielką przewagę nad Bułgarią. Łukasz Żygadło mógł pewnie wystawiać piłki do naszych skrzydłowych, gdyż oni go nie zawodzili. Ze środka wspierał ich jeszcze swoimi skutecznymi atakami Piotrek Nowakowski. Udało się doprowadzić do tie-breaka. Pierwszy sukces już został osiągnięty. Udało się przełamać i wrócić do dobrej gry. Ten piąty set nasi siatkarze rozpoczęli od mocnego uderzenia. Nie pozwolili dochodzić Bułgarom do głosu i wydawało się, że bardzo pewnie zmierzają do wysokiego zwycięstwa. Nie mogło jednak do końca być tak pięknie. Za mało włosów by nam posiwiało, gdyby to się tak skończyło. Przy naszym prowadzeniu 11:4 coś znowu się zacięło. Ponownie nie mogliśmy skończyć swojego ataku. Dodatkowo kontuzji, jak się okazało dosyć groźnej doznał Zbigniew Bartman. Prawdopodobnie nie zobaczymy już naszego atakującego w meczach Final Eight, z powodu naderwania mięśnia łydki. Po tym wydarzeniu Bułgarzy doprowadzili do remisu po 12. Znowu zadrżały nam serca. Na nasze szczęście zagrywkę zepsuł Żekow, później jeszcze błąd popełnił Kazijski i mieliśmy wreszcie piłkę meczową. Spotkanie przy stanie 15:13 zakończył atak Grzegorza Kosoka ze środka.



Mam nadzieję, że nasi siatkarze dobrze się zregenerowali i do dzisiejszego spotkania z Włochami przystąpią w pełni sił. Dodatkowo ważnym aspektem w tym pojedynku będzie fakt, że Andrea Anastasi jest Włochem i to on jeszcze w ubiegłym roku prowadził reprezentację Italii. To może nam jednak pomóc w lepszym przygotowaniu taktycznym do tego spotkania. Będziemy znowu mocno ściskać kciuki i kibicować naszym chłopakom, aby nie doprowadzili do takiego dreszczowca jak wczoraj :)

A tak na koniec chciałam jeszcze bardzo serdecznie pozdrowić Martę, która przed chwilą dotarła do Gdańska i dzisiejsze popołudniowe spotkania będzie oglądać z trybun Ergo Areny :) Mam nadzieję, że jutro podzieli się z nami emocjami jakie towarzyszą meczom polskiej reprezentacji wśród kibiców na hali.

Piosenka nastrajająca do kibicowania: http://www.youtube.com/watch?v=OOCJD7Rt4UE