Przyszedł czas na podjęcie decyzji. Trener Andrea Anastasi wybrał 25 siatkarzy, którzy zostaną powołani do kadry reprezentacji na Ligę Światową. Już od kilku dni słychać było, że największe gwiazdy rezygnują z gry. I tak się faktycznie stało. Nie ma się jednak co dziwić. W końcu siatkarz też jest człowiekiem. W składzie na LŚ zabrakło Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego, Daniela Plińskiego i Pawła Zagumnego, którzy po sezonie ligowym muszą wyleczyć nawarstwiające się kontuzje. Wraz z Dawidem Konarskim (Delekta Bydgoszcz) zostali wpisani na listę 30 zawodników na sezon 2011.
Tak przedstawia się skład na najbliższą imprezę tego sezonu:
rozgrywający:
Fabian Drzyzga (Tytan AZS Częstochowa),
Grzegorz Łomacz (Jastrzębski Węgiel),
Paweł Woicki (PGE Skra Bełchatów),
Łukasz Żygadło (Trentino BetClic)
atakujący:
Marcel Gromadowski (Indykpol AZS UWM Olsztyn),
Bartosz Janeczek (Tytan AZS Częstochowa),
Jakub Jarosz (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle),
Piotr Gruszka
środkowi:
Patryk Czarnowski (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle),
Karol Kłos (PGE Skra Bełchatów),
Grzegorz Kosok (Asseco Resovia Rzeszów),
Marcin Możdżonek (PGE Skra Bełchatów),
Piotr Nowakowski (Tytan AZS Częstochowa),
Piotr Hain (Indykpol AZS UWM Olsztyn),
Łukasz Wiśniewski (Tytan AZS Częstochowa).
przyjmujący:
Michał Bąkiewicz (PGE Skra Bełchatów),
Zbigniew Bartman (AZS Politechnika Warszawska),
Michał Kubiak (AZS Politechnika Warszawska),
Bartosz Kurek (PGE Skra Bełchatów),
Mateusz Mika (Asseco Resovia Rzeszów),
Michał Ruciak (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle),
Wojciech Ferens (Indykpol AZS UWM Olsztyn)
libero:
Krzysztof Ignaczak (Asseco Resovia Rzeszów),
Paweł Zatorski (PGE Skra Bełchatów),
Damian Wojtaszek (AZS Politechnika Warszawska).
W Lidze Światowej nie zagrają jednak wszyscy. Trener Anastasi w maju będzie musiał zrezygnować z 5 zawodników.
czwartek, 31 marca 2011
niedziela, 27 marca 2011
Jastrzębianie za słabi na medal...?
Na finał może i za słabi, bo patrząc na dzisiejszy finałowy mecz pomiędzy Trentino, a Zenitem to nie wiem czy którakolwiek inna drużyna miałaby tam co robić. Ale na brązowy medal była szansa i to ogromna. Troszkę jednak zabrakło. I tak podziwiam chłopaków z Jastrzębia za ich walkę. Nie poddawali się. Ich mecz z Trentino stał na bardzo wysokim poziomie i przegrana 0:3 wskazująca na jednostronny pojedynek wygląda tak tylko patrząc na te cyfry. Tak na prawdę była walka i szansa na wygranie jednego seta. A ten jeden set mógł odmienić losy całego pojedynku. Dzisiejsza gra z Dynamem również była wyrównana. Przynajmniej w dwóch pierwszych setach, bo więcej nie dane mi było obejrzeć. Chłopcy na prawdę nie byli takim kopciuszkiem tego FF jak to wszyscy zapowiadali. Do wielkiego sukcesu jakim byłby nawet ten brązowy medal zabrakło troszkę szczęścia i umiejętności skończenia akcji w końcówkach setów.
Zwycięzca zasłużony. W pojedynku finałowym dał bardzo niewielkie szanse zawodnikom Zenitu Kazań. Początkowo wydawało się że mecz skończy się w "godzinkę z prysznicem". Rosjanie dostawali niezłe lanie od Włochów. Na szczęście w krótkiej przerwie między setami zdołali się otrząsnąć i reszta pojedynku była dużo bardziej wyrównana. Można było oglądać wiele bardzo ciekawych obron i mocnych ataków.
Nagrody indywidualne:
Najlepszy przyjmujący : Peter Veres (Dynamo Moskwa)
Najlepiej zagrywający: Siergiej Tietuchin (Zenit Kazań)
Najlepszy rozgrywający: Llloy Ball (Zenit Kazań)
Najlepszy libero: Andrea Bari (Trentino BetClic)
Najlepiej blokujący: Alexander Abrosimow (Zenit Kazań)
Najlepszy atakujący: Matej Kazijski (Trentino BetClic)
Najlepiej punktujący: Maxim Michajłow (Zenit Kazań)
MVP: Osmany Juantorena (Trentino BetClic)
poniedziałek, 21 marca 2011
Śmiech przez łzy...
Wczorajszy dzień był niesamowity. Może nie pod względem siatkarskim, bo tutaj zbyt wiele się nie działo. Za to końca dobiegł sezon zimowy w skokach i biegach narciarskich.
To miał być smutny poranek. Ostatni konkurs Adama Małysza i to dziwne uczucie, że więcej w Pucharze Świata go nie zobaczymy. Wiatr "pokrzyżował" plany skoczkom. Było zupełnie inaczej niż ktokolwiek racjonalnie myśląc mógł przewidywać. Ten konkurs bardziej przypominał historię moją i Gosi napisaną dzień wcześniej niż normalne zawody. Zmienny wiatr na Velikance nie jest łatwy do opanowania. Zawody ciągnęły się niemiłosiernie, bo zawodnicy byli po kilka razy zdejmowani z belki. W ciągu całego sezonu nasi skoczkowie mieli ogromnego pecha do warunków. Zawsze to im przywiało z tyłu, niesprawiedliwie obniżono belkę, czy odjęto zbyt dużo punktów za wiatr. Ostatni konkurs był jednak inny. .Szczęście sprzyja lepszym. I nam wczoraj dopisało. Przed skokiem Kamila baliśmy się, ręce z zaciśniętymi kciukami drżały, a serce mało nie wypadło z klatki piersiowej. Warunki nie były zbyt dobre, ale "Rakieta z Zębu" poradził sobie doskonale. Kamil skoczył 215,5 metra, prawie 10 metrów krócej niż słoweński skoczek, a i tak go wyprzedził. Potem przy następnych zawodnikach było tylko oczekiwanie i te prośby... żeby tylko skoczył mniej niż Kamil. Aż wreszcie nadszedł ten moment. Na belce pojawił się on... bohater dnia, "Orzeł z Wisły". Znowu zadrżało serce. Ale jak się okazało niepotrzebnie. Mistrz jest tylko jeden, pofrunął na 216 metr, ale przez odjęte punkty znalazł się na 3 miejscu. I pozostało już tylko trzech - tych najgroźniejszych. Ale to również nie był ich dzień.
Klasyfikacja po pierwszej serii wyglądała jak w najpiękniejszych snach. Dwóch polskich zawodników w pierwszej trójce. Czyżby marzenia zaczynały się spełniać? Marzenia Kamila na pewno. Zawsze powtarzał, że chciałby stanąć na podium razem z Adamem. Dzięki słusznej (chyba jednej z niewielu w tym sezonie) decyzji jury,zakończono rywalizację po pierwszej serii.
Symboliczna zmiana warty, przekazanie pałeczki, każdy może to nazwać jak chce. Adam Małysz kończy karierę na podium ostatniego konkursu Pucharu Świata, który wygrał jego młodszy kolega z reprezentacji... Kamil Stoch. Historia zatacza koło. 17 marca 1996 r. w Oslo, w ostatnim konkursie Pucharu Świata w sezonie, Adam Małysz zwyciężył pierwszy raz w swojej karierze. Tego samego dnia karierę zakończył Jens Weißflog, idol Małysza.Kamil zwyciężył co prawda po raz trzeci, ale to by było najpiękniejsze koło na świecie. Przynajmniej dla kibiców skoków narciarskich w Polsce.
Po konkursie pełnym emocji przyszedł czas na dekorację. Była to również piękna chwila. Najpierw na podium pojawili się triumfatorzy konkursu. Kamil i Adam ubrani w góralskie stroje z polskimi flagami i uśmiechem na twarzy odsłuchali "Mazurka Dąbrowskiego" Potem wyczekiwana długo dekoracja zwycięzców PŚ. Tam nasz Adaś również stanął na podium. Zdołał wyprzedzić Andreasa Koflera i na zakończenie kariery wskoczył na miejsce trzeciego zawodnika sezonu. Teoretycznie Polska reprezentacja powinna znaleźć się jeszcze na podium Pucharu Narodów, ale niestety tam dekorowani są tylko zwycięzcy, czyli bezapelacyjnie od kilku lat Austriacy. W tym czasie, Adam i Kamil byli noszeni na ramionach wzdłuż zeskoku skoczni.
Płakało się wczoraj ze wzruszenia, ze smutku i ze szczęścia. Jak tu się nie cieszyć ze zwycięstwa Kamila i 3 miejsca Adama, a z drugiej strony jak się nie smucić z powodu jego odejścia? A emocji jak zwykle dorzuciła jeszcze Justyna Kowalczyk. Królowa polskich nart po raz trzeci z rzędu odbierała kryształową kulę i tutaj nie trzeba się było zastanawiać z jakiego powodu łzy płyną po policzkach. Patrząc na wzruszenie, zwykle twardej Justyny ciężko było powstrzymać łzy szczęścia. Po kilku miesiącach kibicowania nawet ta radość na odległość jest wielka.
Teraz będziemy tęsknić. Przyzwyczaiłam się do weekendów spędzanych na kibicowaniu przed telewizorem. Jak co tydzień sporządzałam wczoraj moja karteczkę, na której zapisuje co jest do obejrzenia w przyszłym tygodniu i ona jest prawie pusta. Tylko środowy mecz Skry z Zaksą, Mecze FF Ligi Mistrzów i benefis Adama Małysza. Przeważnie było na niej znacznie więcej punktów. Czasem ciężko się było wyrobić. Trzeba było oglądać nieraz i trzy transmisje na raz. Będzie mi tego bardzo brakowało, a do następnego zimowego sezonu taki szmat czasu...
To miał być smutny poranek. Ostatni konkurs Adama Małysza i to dziwne uczucie, że więcej w Pucharze Świata go nie zobaczymy. Wiatr "pokrzyżował" plany skoczkom. Było zupełnie inaczej niż ktokolwiek racjonalnie myśląc mógł przewidywać. Ten konkurs bardziej przypominał historię moją i Gosi napisaną dzień wcześniej niż normalne zawody. Zmienny wiatr na Velikance nie jest łatwy do opanowania. Zawody ciągnęły się niemiłosiernie, bo zawodnicy byli po kilka razy zdejmowani z belki. W ciągu całego sezonu nasi skoczkowie mieli ogromnego pecha do warunków. Zawsze to im przywiało z tyłu, niesprawiedliwie obniżono belkę, czy odjęto zbyt dużo punktów za wiatr. Ostatni konkurs był jednak inny. .Szczęście sprzyja lepszym. I nam wczoraj dopisało. Przed skokiem Kamila baliśmy się, ręce z zaciśniętymi kciukami drżały, a serce mało nie wypadło z klatki piersiowej. Warunki nie były zbyt dobre, ale "Rakieta z Zębu" poradził sobie doskonale. Kamil skoczył 215,5 metra, prawie 10 metrów krócej niż słoweński skoczek, a i tak go wyprzedził. Potem przy następnych zawodnikach było tylko oczekiwanie i te prośby... żeby tylko skoczył mniej niż Kamil. Aż wreszcie nadszedł ten moment. Na belce pojawił się on... bohater dnia, "Orzeł z Wisły". Znowu zadrżało serce. Ale jak się okazało niepotrzebnie. Mistrz jest tylko jeden, pofrunął na 216 metr, ale przez odjęte punkty znalazł się na 3 miejscu. I pozostało już tylko trzech - tych najgroźniejszych. Ale to również nie był ich dzień.
Klasyfikacja po pierwszej serii wyglądała jak w najpiękniejszych snach. Dwóch polskich zawodników w pierwszej trójce. Czyżby marzenia zaczynały się spełniać? Marzenia Kamila na pewno. Zawsze powtarzał, że chciałby stanąć na podium razem z Adamem. Dzięki słusznej (chyba jednej z niewielu w tym sezonie) decyzji jury,zakończono rywalizację po pierwszej serii.
Symboliczna zmiana warty, przekazanie pałeczki, każdy może to nazwać jak chce. Adam Małysz kończy karierę na podium ostatniego konkursu Pucharu Świata, który wygrał jego młodszy kolega z reprezentacji... Kamil Stoch. Historia zatacza koło. 17 marca 1996 r. w Oslo, w ostatnim konkursie Pucharu Świata w sezonie, Adam Małysz zwyciężył pierwszy raz w swojej karierze. Tego samego dnia karierę zakończył Jens Weißflog, idol Małysza.Kamil zwyciężył co prawda po raz trzeci, ale to by było najpiękniejsze koło na świecie. Przynajmniej dla kibiców skoków narciarskich w Polsce.
Po konkursie pełnym emocji przyszedł czas na dekorację. Była to również piękna chwila. Najpierw na podium pojawili się triumfatorzy konkursu. Kamil i Adam ubrani w góralskie stroje z polskimi flagami i uśmiechem na twarzy odsłuchali "Mazurka Dąbrowskiego" Potem wyczekiwana długo dekoracja zwycięzców PŚ. Tam nasz Adaś również stanął na podium. Zdołał wyprzedzić Andreasa Koflera i na zakończenie kariery wskoczył na miejsce trzeciego zawodnika sezonu. Teoretycznie Polska reprezentacja powinna znaleźć się jeszcze na podium Pucharu Narodów, ale niestety tam dekorowani są tylko zwycięzcy, czyli bezapelacyjnie od kilku lat Austriacy. W tym czasie, Adam i Kamil byli noszeni na ramionach wzdłuż zeskoku skoczni.
Płakało się wczoraj ze wzruszenia, ze smutku i ze szczęścia. Jak tu się nie cieszyć ze zwycięstwa Kamila i 3 miejsca Adama, a z drugiej strony jak się nie smucić z powodu jego odejścia? A emocji jak zwykle dorzuciła jeszcze Justyna Kowalczyk. Królowa polskich nart po raz trzeci z rzędu odbierała kryształową kulę i tutaj nie trzeba się było zastanawiać z jakiego powodu łzy płyną po policzkach. Patrząc na wzruszenie, zwykle twardej Justyny ciężko było powstrzymać łzy szczęścia. Po kilku miesiącach kibicowania nawet ta radość na odległość jest wielka.
Teraz będziemy tęsknić. Przyzwyczaiłam się do weekendów spędzanych na kibicowaniu przed telewizorem. Jak co tydzień sporządzałam wczoraj moja karteczkę, na której zapisuje co jest do obejrzenia w przyszłym tygodniu i ona jest prawie pusta. Tylko środowy mecz Skry z Zaksą, Mecze FF Ligi Mistrzów i benefis Adama Małysza. Przeważnie było na niej znacznie więcej punktów. Czasem ciężko się było wyrobić. Trzeba było oglądać nieraz i trzy transmisje na raz. Będzie mi tego bardzo brakowało, a do następnego zimowego sezonu taki szmat czasu...
niedziela, 20 marca 2011
Sportowe historie alternatywne Gosi i Nesy po raz pierwszy.
Dziś notka na wesoło. Wczorajsza historia, także w sumie już wiemy co się wydarzyło. Ale całkiem-całkiem się sprawdziła, sądząc po tym jak niektórzy skoczkowie i trenerzy wyglądali i jak wyglądały skoki np. Jacobsena, Hautamekiego czy Ammana ; )
195 metr , przelatując nad zdziwionymi i nie do końca świadomymi sytuacji skoczkami z innych ekip, którzy z trudem podnoszą głowy ze śniegu patrząc w górę.
Na podstawie imprezy skoczków po sobotnim drużynowym PŚ w Planicy, której kawałek ukazano w Internecie na stornie babol.pl ; )
__________________________________________________________
__________________________________________________________
Polacy chcą potajemnie unicestwić rywali. Tak, bo po co innego mieliby na swoich stołach weselną cytrynówkę Kamila Stocha i śliwowicę niewiadomego pochodzenia? Trzeba zadbać o dobrą zabawę kolegów z innych reprezentacji (i o ładnego kaca jutro). Plan jednak może nie wypalić do końca – Rosjanie mają większe doświadczenie. Nawet przywieźli ze sobą do Planicy Putinówkę. Cóż, zaczynajmy imprezę.
Na pierwszy ogień wpadają, bo
któż inny mógłby być pierwszy, Austriacy. Tak, najpierw biorą tylko karkóweczki z polskiego grilla, później niestety (Iza Małysz trochę zbyt mocno doprawiła) zaczyna im się chcieć pić. Robert Mateja zawczasu schował wszystkie napoje bezalkoholowe, tak więc Morgi, Schlieri, Koch i Kofler chcąc nie chcąc łapią za cytrynówkę (cytrynka orzeźwia!). Kamil początkowo trochę protestuje (ostatnia butelka), jednak jedno spojrzenie z oczu Adama mówi mu wszystko. Tak, to podstęp. Chyba działa. Austriacy łapią wiatr w żagle, Stefan Hula z Piotrem Żyłą wracają ze sklepu z kilkunastoma butelkami „czystej”. Austriacy nie pogardzą, co to, to nie. Polacy zawołali „na grilla” Norwegów i Słoweńców, a za nimi przybiegła cała reszta. No cóż, sytuacja się powtarza. Dobrze doprawione karkóweczki faktycznie pobudzają pragnienie. Na końcu zjawiają się Rosjanie z Putinówką. Oni sami wypili już pewnie ze trzy razy więcej niż wszystkie inne ekipy razem wzięte, ale trzymają się na nogach i na dodatek częstują resztę. To się nazywa przyzwyczajenie.
Po pewnym czasie zjawiają się trenerzy, na początku lekko zmieszani próbują sprowadzić swoich podopiecznych do normalnego stanu, jednak kiedy zauważają, że ich próby na nic się nie zdają, pocieszają się kieliszkiem. Cóż, bywa. Trzeba czasem rozładować stres.
Kiedy Walter Hofer z Miranem Tepesem wychodzą przespacerować się i porozmyślać nad jutrzejszym ustawieniem belki, zauważają, że chyba coś jest nie tak. Ale zresztą, po co tu się zamartwiać. Adam Małysz kończy karierę, trzeba się bawić. Tym sposobem Miran z Walterem opróżniają kolejną butelkę (została dla nich śliwowica) i jedynymi osobami trzymającymi są na nogach są…Polacy. Cicho sprzątają po imprezie, dostarczają pijanych kolegów do ich domków i idą spać. Oj tak, jutrzejszy konkurs będzie ich.
Kiedy budzą się rano i wychodzą na rozruch, z budek skoczków słychać tylko głośne chrapanie. Mija czas, powoli zbliża się „godzina zero” – konkurs. Kamil z Adamem litują się i postanawiają obudzić inne ekipy. Niech im będzie. Czas także na Waltera i Mirana – ktoś musi przecież skoczków puszczać.
Serie treningowe zostają odwołane – nie ma po co ich przeprowadzać dla pięciu skoczków. Tak, pięciu bo do skakania nadają się Adam, Kamil, Stefan, Pavel Karelin i Ilja Rosljakov.
Reszta powoli ubiera kombinezony i lekko chwiejnym krokiem wychodzi na zewnątrz.
Trenerzy zostają. Nie, na takim kacu nie ma co się stresować konkursem. Niech sobie młodzi radzą.
A radzą sobie, hmm, jak mogą. Jeżeli to, co wyprawiają w ogóle można nazwać „radzeniem sobie”. Niektórzy mają kombinezony na lewych stronach, inni kaski tyłem do przodu, niektórzy dwie różne narty i dwa różne buty. Powszechnie występuje także brak gogli.
Konkurs będzie należał do ciekawych.
Miran Tepes ciężkim krokiem wdrapuje się na górę do gniazda trenerskiego. Pomyliła się mu godzina? Jest tylko jeden trener. I jeden asystent. Łukasz Kruczek i
Robert Mateja. Nasz duet uświadamia tatę Jurija, że reszta trenerów po prostu, najzwyczajniej w świecie, leczy kaca. Miran żałuje, że nie jest trenerem. No ale cóż – ostatni konkurs sezonu 2010/2011 czas zacząć. Z braku laku – wszystkim skoczkom będzie machał chorągiewką Mateja. Jak się zmęczy, zmieni go Kruczek. Pierwsze skoki w granicach 90-ciu metrów. Hofer decyduje się podwyższyć belkę do 30stej, po czym 190 metrów skacze Stefan Hula. Polscy kibice są zachwyceni. Następni skoczkowie dalej nie przekraczają granicy stu metrów. 90, 85, 82, 88, 70… A dziwicie się? Próbowaliście kiedyś skakać z mamuta na kacu? Nawet Rosjanie wymiękli. To znaczy, że jest naprawdę źle. Stojących pod skocznią widzów rozgrzewa dopiero rekordzista świata z Vikersund - Johan Remen Evensen skaczący na niebotyczną odległość 99-ciu metrów. Jadąc po zeskoku zatacza się na nartach (da się!) i w końcu upada w połowie zeskoku. Leży. Nie, po co go podnosić. Nich śpi, dobry chłopak.
Po nim na belce siada Kamil Stoch. Spokojnie przeskakuje norweskiego kolegę, dolatuje do 195 metrów i ląduje z wysoko uniesionymi w geście radości rękami.. Taak, to jest skok! Oczywiście obejmuje prowadzenie wyprzedzając drugiego Stefana o 7 punktów. Trzeci Evensen traci do Kamila punktów 96.
Po skoku Polaka następuje kolejna seria skoków poniżej stu metrów. Austriak, czy nie Austriak – dziś to się nie liczy. Z TAKIM kacem nikt nie umie skakać. Ba! Z takim kacem mało kto potrafi chodzić. Skoczkowie potwierdzają to, powielając losy Evensena i padając na zeskoku. Kiedy nadchodzi pora na Małysza, z trybun podnosi się wrzawa. Adam skacze równo w Noty? Jakie noty? Sędziowie dzisiaj regularnie wstawiają 5x 20.00 . Nie chce im się nawet patrzeć na te skoki, nasi zawodnicy są więc ex aeqo na pierwszym miejscu. Kofler zalicza rekord dnia skacząc na 55 metr . Morgi i Amman skaczą niewiele dalej. Po konkursie na skocznię wpadają kibice, zabierają narty leżącym zawodnikom, a jeden z nich (rekomendujący się, że kiedyś przez dwa miesiące trenował skoki) pobiegł na wyciąg aby wjechać na górę i oddać skok. Cóż – nikomu nie udało się go zatrzymać. Po kilku minutach pojawił się na belce. Tak, Hofer nawet nie zauważył z tego wszystkiego, że to koniec konkursu a ten facet niekoniecznie jest Morgim. Puścił go przy wietrze 5m/s pod narty, a kibic poleciał wysooooooko ponad głowami leżących skoczków i wylądował na 241 metrze . Taaaaak, nowy rekord skoczni! Że nieoficjalny? Jak nieoficjalny, ustanowiony podczas konkursu Pucharu Świata, a zawodnika puszczał sam dyrektor skoków narciarskich. Mamy nowy rekord Velikanki proszę państwa – krzyczy spiker. Radość panuje wśród kibiców i wśród Polaków.
Adam cieszy się z trzeciego miejsca w klasyfikacji generalnej PŚ, a wszyscy Polacy z trzeciego miejsca w Pucharze Narodów. Stefan Hula po raz pierwszy w karierze staje na podium PŚ. Taak, tak to się robi. Nie trzeba być Austriakiem i skakać po 230 metrów , żeby ustrzelić hat-tricka na podium ; )
_____________________________________________________________
No cóż, hat-tricka nie było, ale 2/3 zamierzeń zostało spełnionych ; )
Liczymy na komentarze ; )
piątek, 18 marca 2011
Bo to nie Patrycja powinna płakać, czyli Centrostal przegrywa 0:3
TAURON MKS Dąbrowa Górnicza 3 - 0 GCB Centrostal Bydgoszcz
Set pierwszy został wygrany przez dąbrowianki do 22, co tylko świadczy o niewielkiej różnicy pomiędzy zespołami. W pierwszej szóstce wyszła Kinga Zielińska, która jednak nie radziła sobie z atakiem, notując zaledwie 17% skuteczność. W drużynie Centrostalu brakowało konsekwencji w grze i liderki, która w trudnych chwilach wzięłaby odpowiedzialność na swoje barki. Set był pełen błędów, których jednak więcej popełniły bydgoszczanki, ostatecznie przegrywając pierwszą partię.
W następnej partii w pierwszym składzie zabrakło Kingi Zielińskiej, którą zastąpiła Patrycja Polak. Drugą część meczu rozpoczęły udane akcje Charlotte Leys. Dąbrowianki jednak szybko dogoniły przeciwniczki uciekając im na dwa punkty - prowadziły 4:2. Sporą rolę odegrała znakomita zagrywka świetnie dysponowanej Skowrońskiej. Kiedy zaczęły zyskiwać większą przewagę, zawodniczki Centrostalu dogoniły przeciwniczki i trener Kawka poprosił o czas. Okazało się, że była to dobra decyzja, bo chwilę później Ivana Plchotowa cieszyła się z udanego bloku na Ewie Kowalkowskiej. Dąbrowianki zyskały sporą zaliczkę, seta zakończył punktowy atak Joanny Staniuchy-Szczurek.
Trzeci set rozpoczął zacięty bój oby ekip, ale to Centrostal dzięki atakowi Ewy Kowalkowskiej schodził na pierwszą przerwę techniczną prowadząc 8:7. Było to ostatnie prowadzenie w meczu, dąbrowianki narzuciły swój styl gry i nie dawały szans rywalkom. Patrycja Polak mocnymi uderzeniami starała się odwrócić losy meczu, ale na nic się to nie zdało. Bydgoszczanki przegrały trzeciego seta, a równocześnie i mecz.
Dąbrowa Górnicza: Pura (11), Szczurek (10), Lis (6), Skowrońska (11), Plchotova (7), Muhlsteinova (1), Strasz (libero) oraz: Liniarska (1) i Kurnikowska
Centrostal: Naczk (2), Kowalkowska (6), Mróz (14), Zielińska (2), Spicer, Leys (9), Kuehn-Jarek (libero) oraz: Skiba, Kuligowska, Pelc (3), Polak (17) i Sawoczkina
Szkoda, za tą końcówkę trzeciego seta należała im się gra w czwartym.
I to nie Pati powinna płakać. Patrycja jako jedyna pokazała grę na rewelacyjnym poziomie, fajna skuteczność ataku, i gdyby nie ona - byłoby krucho. Miała 54% ataku i dobre przyjęcie. Po meczu to ona płakała, a tak na prawdę jako jedyna zagrała świetnie. Liderka zespołu, mam nadzieję, że nie będzie już musiała udowadniać swojej wartości (czytaj: gry w pierwszej szóstce). 17 punktów zdobytych, jestem z niej dumna. Dla mnie absolutna MVP tego meczu. Może lepiej zabrzmi najlepsza zawodniczka Centrostalu. Bo Ela Skowrońska też zaprezentowała dziś fajną grę (to ona została MVP).
Nie rozumiem dlaczego Zielińska wyszła w pierwszej szóstce. Jedyne co pokazała to jeden atak i dwie zagrywki... No, ale cóż, może coś z niej będzie. ; ) W tamtym sezonie miała parę ładnych meczy (akcji w meczu?).
Szkoda.
Set pierwszy został wygrany przez dąbrowianki do 22, co tylko świadczy o niewielkiej różnicy pomiędzy zespołami. W pierwszej szóstce wyszła Kinga Zielińska, która jednak nie radziła sobie z atakiem, notując zaledwie 17% skuteczność. W drużynie Centrostalu brakowało konsekwencji w grze i liderki, która w trudnych chwilach wzięłaby odpowiedzialność na swoje barki. Set był pełen błędów, których jednak więcej popełniły bydgoszczanki, ostatecznie przegrywając pierwszą partię.
W następnej partii w pierwszym składzie zabrakło Kingi Zielińskiej, którą zastąpiła Patrycja Polak. Drugą część meczu rozpoczęły udane akcje Charlotte Leys. Dąbrowianki jednak szybko dogoniły przeciwniczki uciekając im na dwa punkty - prowadziły 4:2. Sporą rolę odegrała znakomita zagrywka świetnie dysponowanej Skowrońskiej. Kiedy zaczęły zyskiwać większą przewagę, zawodniczki Centrostalu dogoniły przeciwniczki i trener Kawka poprosił o czas. Okazało się, że była to dobra decyzja, bo chwilę później Ivana Plchotowa cieszyła się z udanego bloku na Ewie Kowalkowskiej. Dąbrowianki zyskały sporą zaliczkę, seta zakończył punktowy atak Joanny Staniuchy-Szczurek.
Trzeci set rozpoczął zacięty bój oby ekip, ale to Centrostal dzięki atakowi Ewy Kowalkowskiej schodził na pierwszą przerwę techniczną prowadząc 8:7. Było to ostatnie prowadzenie w meczu, dąbrowianki narzuciły swój styl gry i nie dawały szans rywalkom. Patrycja Polak mocnymi uderzeniami starała się odwrócić losy meczu, ale na nic się to nie zdało. Bydgoszczanki przegrały trzeciego seta, a równocześnie i mecz.
Dąbrowa Górnicza: Pura (11), Szczurek (10), Lis (6), Skowrońska (11), Plchotova (7), Muhlsteinova (1), Strasz (libero) oraz: Liniarska (1) i Kurnikowska
Centrostal: Naczk (2), Kowalkowska (6), Mróz (14), Zielińska (2), Spicer, Leys (9), Kuehn-Jarek (libero) oraz: Skiba, Kuligowska, Pelc (3), Polak (17) i Sawoczkina
Szkoda, za tą końcówkę trzeciego seta należała im się gra w czwartym.
I to nie Pati powinna płakać. Patrycja jako jedyna pokazała grę na rewelacyjnym poziomie, fajna skuteczność ataku, i gdyby nie ona - byłoby krucho. Miała 54% ataku i dobre przyjęcie. Po meczu to ona płakała, a tak na prawdę jako jedyna zagrała świetnie. Liderka zespołu, mam nadzieję, że nie będzie już musiała udowadniać swojej wartości (czytaj: gry w pierwszej szóstce). 17 punktów zdobytych, jestem z niej dumna. Dla mnie absolutna MVP tego meczu. Może lepiej zabrzmi najlepsza zawodniczka Centrostalu. Bo Ela Skowrońska też zaprezentowała dziś fajną grę (to ona została MVP).
Nie rozumiem dlaczego Zielińska wyszła w pierwszej szóstce. Jedyne co pokazała to jeden atak i dwie zagrywki... No, ale cóż, może coś z niej będzie. ; ) W tamtym sezonie miała parę ładnych meczy (akcji w meczu?).
Szkoda.
wtorek, 15 marca 2011
Kto nie wygrywa 3:0 ten...
Nie skomentuję. Jestem chora i zmęczona, a dodatku Politechnika prowadząc 2:0, przegrała 2:3.
No cóż, następnym razem będzie lepiej. Do boju AZS! ; )
No cóż, następnym razem będzie lepiej. Do boju AZS! ; )
sobota, 12 marca 2011
ZAKSA musiała obejść się smakiem...
Niestety - Sisley okazał się mocniejszy. Niemniej jednak zespół z Kędzierzyna nie poddał się bez walki. Rozegrał naprawdę dwa spotkania na wysokim poziomie i należy się mu za to wielki szacunek. brawo ZAKSA za radość z gry w siatkówkę i stawianie sobie wysokich celów. oby tylko tak dalej!
Teraz pozostaje nam czekać na FF Ligi Mistrzów z udziałem Jastrzębskiego Węgla. Szykują się niesamowite emocje już w pierwszy meczu z wielkim Trento. ; )
Teraz pozostaje nam czekać na FF Ligi Mistrzów z udziałem Jastrzębskiego Węgla. Szykują się niesamowite emocje już w pierwszy meczu z wielkim Trento. ; )
czwartek, 10 marca 2011
Nie można mieć wszystkiego, czyli przegrana Skry i sukces Kędzierzyna.
Skra wygrała z Zenitem Kazań 3:1, potem przegrali w złotym... Szkoda, wielka szkoda. Bartek miał szansę na 13:11, ale wiadomo, nie zawsze wszystko jest tak jak byśmy sobie to wyobrażali.
Kędzierzyn z kolei, wygrał z Sisley'em Treviso 3:2, i jest w komfortowej sytuacji przed rewanżem.
Przepraszam, że tak krótko, ale inaczej się nie da w takich warunkach. Przenieśli mi komputer na dół i, kwitując to krótko, zero prywatności.
Kędzierzyn z kolei, wygrał z Sisley'em Treviso 3:2, i jest w komfortowej sytuacji przed rewanżem.
Przepraszam, że tak krótko, ale inaczej się nie da w takich warunkach. Przenieśli mi komputer na dół i, kwitując to krótko, zero prywatności.
wtorek, 8 marca 2011
"Bo prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, a po tym jak kończą" czyli Jastrzębski w Final Four!
Mecz od początku nie napawał wielkim optymizmem. Ba! Wręcz przerażała myśl o tym, co się stanie kiedy klub z Jastrzębia będzie musiał grać o wszystko w złotym secie. Pierwszy set wygrany do dwunastu przez drużynę z Belgii był istnym pogromem. Jastrzębianie nie radzili sobie w żadnym elemencie. Słaba zagrywka, dużo błędów własnych, nieskończone ataki i wreszcie brak bloku. Drugi także układał się "punkt za punkt" bardzo krótko. Przeciwnicy momentalnie odskoczyli i skończyli partię do szesnastu. Na szczęście jednak w trzeciej odsłonie, nasi zawodnicy w końcu weszli w mecz. Byli blisko od wygrania seta, jednak błąd (błąd? Nie było powtórki...) sędziego, który nie dopatrzył się czterech odbić po stronie Belgów zaważył o losach partii.
W złoty set zawodnicy z Jastrzębia weszli nie najlepiej (0:2). Wydawało się, szczerze mówiąc, że powtórzy się sytuacja z początkowej fazy spotkania. Na szczęście wzięli się w garść i doprowadzili do remisu, a potem do nieznacznej przewagi. Gra toczyła się równo, z delikatnym wskazaniem na polską drużynę, do stanu 13:11 dla nas. Potem wyrównali Belgowie i set toczony był na przewagi. Spotkanie udało się skończyć za trzecią złotą piłką. Tak więc jeszcze raz - brawo Jastrzębski węgiel. Czekamy na Skrę!.
Pozostaje jednak dyskusja, że nowe przepisy rozgrywania spotkań play-off nie są do końca sprawiedliwe. Fakt - stosunek setów wyniósł 5:3 dla belgijskiego zespołu. Nic nie jesteśmy w stanie zmienić, ale ja byłabym za tym, aby przywrócić stary system. Bardziej sprawiedliwy system, bo złoty set to siatkarskie karne. Można mieć szczęście, można mieć i pecha. No ale szczęście sprzyja lepszym ; )
niedziela, 6 marca 2011
Oslo 2011 - podsumowanie.
No cóż - zawsze czekamy na wielkie imprezy tak długo, a potem one tak szybko mijają...
Tegoroczne Mistrzostwa były pełne emocji - była radość z medali, lekki niedosyt po biegu Justyny na 10 km, i wreszcie było niedowierzanie i smutek, kiedy Adam Małysz ogłosił zakończenie swojej pięknej i długiej kariery.
Oslo Holmenkollen. Jest rok 1996. Karierę kończy Jens Weissflog. Nikt nie przypuszcza, że młodziutki polski skoczek który właśnie tego dnia po raz pierwszy wygrywa konkurs Pucharu Świata, przejmie pałeczkę po wielkim mistrzu rodem z Niemiec.
Po latach okazuje się jednak, że tak się stało. I tu rodzi się pytanie - kto przejmie wartę po Adamie? Wygrał Gregor Schlierenzauer, więc? Możliwe, że on. No cóż - przekonamy się pewnie za kilkanaście lat - w końcu historia kołem się toczy...
Justyna Kowalczyk już nas do tego przyzwyczaiła. Gdziekolwiek się pojawia, tam walczy o najwyższe cele. Niestety tym razem złoto było nieosiągalne, ale cieszmy się z medali! Dwa srebra i brąz to wielkie osiągnięcie! Nasza Królowa Śniegu to najlepszy przykład tego, że wszystko jest możliwe! Żeby walczyć z najlepszymi nie trzeba być Norweżką, chorować na astmę i trenować od szóstego roku życia. Wystarczy skromność, upór i przede wszystkim ciężka, tytaniczna praca. Brawo, brawo Justyna!
Tegoroczne Mistrzostwa były pełne emocji - była radość z medali, lekki niedosyt po biegu Justyny na 10 km, i wreszcie było niedowierzanie i smutek, kiedy Adam Małysz ogłosił zakończenie swojej pięknej i długiej kariery.
Oslo Holmenkollen. Jest rok 1996. Karierę kończy Jens Weissflog. Nikt nie przypuszcza, że młodziutki polski skoczek który właśnie tego dnia po raz pierwszy wygrywa konkurs Pucharu Świata, przejmie pałeczkę po wielkim mistrzu rodem z Niemiec.
Po latach okazuje się jednak, że tak się stało. I tu rodzi się pytanie - kto przejmie wartę po Adamie? Wygrał Gregor Schlierenzauer, więc? Możliwe, że on. No cóż - przekonamy się pewnie za kilkanaście lat - w końcu historia kołem się toczy...
Justyna Kowalczyk już nas do tego przyzwyczaiła. Gdziekolwiek się pojawia, tam walczy o najwyższe cele. Niestety tym razem złoto było nieosiągalne, ale cieszmy się z medali! Dwa srebra i brąz to wielkie osiągnięcie! Nasza Królowa Śniegu to najlepszy przykład tego, że wszystko jest możliwe! Żeby walczyć z najlepszymi nie trzeba być Norweżką, chorować na astmę i trenować od szóstego roku życia. Wystarczy skromność, upór i przede wszystkim ciężka, tytaniczna praca. Brawo, brawo Justyna!
sobota, 5 marca 2011
Nie dla zamkniecia ligi!
Petycja
Podpisujcie petycję, aby pokazać, że nie chcemy zamknięcia PlusLigi. Chcemy aby zostało tak jak jest. Aby liczyły się umiejętności sportowe zespołu, a nie ilość pieniędzy jakie klub może zaoferować.
Podpisujcie petycję, aby pokazać, że nie chcemy zamknięcia PlusLigi. Chcemy aby zostało tak jak jest. Aby liczyły się umiejętności sportowe zespołu, a nie ilość pieniędzy jakie klub może zaoferować.
Politechnika - odrodzenie
AZS Politechnika Warszawska pokonała akademików z Częstochowy po tie breaku. Warszawiacy przegrywali już 0:2, ale jak mówi stara siatkarska reguła Kto nie wygrywa 3:0, ten przegrywa 3:2.
Od początku mecz stał pod znakiem błędów własnych. Warszawski zespół popełnił ich aż 46! Jak widać ryzyko się opłaciło, chociaż przegrane dwa pierwsze sety nie napawały optymizmem. Trzecia partia również początkowo miała korzystny przebieg dla częstochowian, jednak drużyna Politechniki pokazała charakterek wygrywając seta, a następnie cały mecz.
W meczu nie wystąpił kontuzjowany Zbigniew Bartman.
Okiem kibica
Bardzo dziwny, rwany mecz. Mnóstwo błędów własnych. Fajna postawa Żalińskiego, odnalazł się w trudnej sytuacji. Wojtaszek pokazał parę fajnych obron. Mimo wielu błędów warszawianie wygrali, będąc kolejnym przykładem spełniania się siatkarskiej reguły.
Ze strony częstochowian - wielka niewykorzystana szansa. Mogli wygrać mecz w trzech setach, zgarniając całą pulę. Dawid Murek pokazał wiele zagrywek, które chyba były zbawienne dla, często będących w tarapatach, akademików.
Jeszcze raz powtórzę - dziwny mecz.
Okiem Marty - kibicki AZSu Politechniki mecz na plus dla ukochanej drużyny, co nie zmienia faktu, że następnym razem powinni od razu bardziej rzucić się do boju.
Od początku mecz stał pod znakiem błędów własnych. Warszawski zespół popełnił ich aż 46! Jak widać ryzyko się opłaciło, chociaż przegrane dwa pierwsze sety nie napawały optymizmem. Trzecia partia również początkowo miała korzystny przebieg dla częstochowian, jednak drużyna Politechniki pokazała charakterek wygrywając seta, a następnie cały mecz.
W meczu nie wystąpił kontuzjowany Zbigniew Bartman.
Okiem kibica
Bardzo dziwny, rwany mecz. Mnóstwo błędów własnych. Fajna postawa Żalińskiego, odnalazł się w trudnej sytuacji. Wojtaszek pokazał parę fajnych obron. Mimo wielu błędów warszawianie wygrali, będąc kolejnym przykładem spełniania się siatkarskiej reguły.
Ze strony częstochowian - wielka niewykorzystana szansa. Mogli wygrać mecz w trzech setach, zgarniając całą pulę. Dawid Murek pokazał wiele zagrywek, które chyba były zbawienne dla, często będących w tarapatach, akademików.
Jeszcze raz powtórzę - dziwny mecz.
Okiem Marty - kibicki AZSu Politechniki mecz na plus dla ukochanej drużyny, co nie zmienia faktu, że następnym razem powinni od razu bardziej rzucić się do boju.
Bo czasem wygrana schodzi na dalszy plan, a pierwsze miejsce zajmuje honor.
Justyna Kowalczyk zdobyła brązowy medal w biegu na 30 km! Wygrała Johaug, a drugie miejsce zajęła Bjoergen.
W sporcie chodzi nie tylko o wygraną, ale też o robienie tego, co naprawdę się kocha. Trzeba umieć przegrywać z honorem, ze świadomością, że zrobiło się wszystko by pokonać własne słabości. Justyna Kowalczyk jest przykładem takiego sportowca, który ma swoje reguły i nimi się kieruje. Właśnie o to chodzi, żeby nigdy nie zbaczać z obranej trasy. Żeby za każdym upadkiem znów powstać i powrócić dwa razy silniejszym. Bo przecież upadamy żeby powstać, tak samo jak z marzeniami - są po to żeby je spełniać.
Wierzę, że Justyna pokaże jeszcze na co ją stać, powróci dwa razy silniejsza bez brania leków na astmę, i spełni każde swoje marzenie. Bo każde da się spełnić.
W sporcie chodzi nie tylko o wygraną, ale też o robienie tego, co naprawdę się kocha. Trzeba umieć przegrywać z honorem, ze świadomością, że zrobiło się wszystko by pokonać własne słabości. Justyna Kowalczyk jest przykładem takiego sportowca, który ma swoje reguły i nimi się kieruje. Właśnie o to chodzi, żeby nigdy nie zbaczać z obranej trasy. Żeby za każdym upadkiem znów powstać i powrócić dwa razy silniejszym. Bo przecież upadamy żeby powstać, tak samo jak z marzeniami - są po to żeby je spełniać.
Wierzę, że Justyna pokaże jeszcze na co ją stać, powróci dwa razy silniejsza bez brania leków na astmę, i spełni każde swoje marzenie. Bo każde da się spełnić.
piątek, 4 marca 2011
Akcja 'zlej mistrza' trwa, bydgoszczanki na fali!
Centrostal Bydgoszcz - Aluprof Bielsko-Biała 3:0 (18:25, 24:26, 23:25)
Zła passa Aluprofu Bielsko-Biała trwa. Bydgoszczanki pewnie pokonały mistrzynie Polski, które w ostatnim czasie grą nie zachwycają.
Początek pierwszego seta okazał się bardzo zacięty, bielszczanki schodziły na pierwszą przerwę techniczną prowadząc 8:7. Jednak od tego czasu dominacja Centrostalu była widoczna. Bardzo dobre ataki Ewy Kowalkowskiej i zagrywki Patrycji Polak, doprowadziły do przewagi, która ostatecznie okazała się wystarczająco duża by wygrać pierwszego seta 25:18.
W drugim secie mistrzynie Polski weszły na boisko zmotywowane i zaczęły od efektownego prowadzenia 3:1, a potem 8:6 na przerwie technicznej. Dobre obrony Marty Kuehn-Jarek pozwalały bydgoszczankom na wyprowadzanie skutecznych kontr. Jednak bielszczanki nie poddawały się, powiększały swoją przewagę dobrymi atakami. Na drugiej przerwie technicznej prowadziły 16:12, i kiedy wydawało się, że set dla Centrostalu jest przegrany, w polu zagrywki stanęła Polak. Nic nie pomogła zmiana Werblińskiej, która raz po raz była celowana zagrywką przez młodą iławiankę. Dzięki dobrym serwisom i grze zespołowej Centrostal doprowadził do remisu ostatecznie wygrywając seta 26:24.
Zacięty trzeci set ostatecznie padł łupem bydgoszczanek, które skutecznie doprowadzały do kontr. Dobre ataki Ewy Kowalkowskiej i obrony bydgoskiej libero były receptą na zwycięstwo.
Składy zespołów:
BKS Bielsko-Biała: Ciaszkiewicz (6), Frąckowiak (2), Okuniewska (4), Skorupa (2), Studzienna (3), Bamber (14), Sawicka (libero) oraz Werblińska, Kaczmar, Waligóra
Centrostal Bydgoszcz: Naczk (3), Kowalkowska (13), Mróz (5), Polak (8), Spicer (4), Leys (9), Kuehn-Jarek (libero) oraz Pelc (2) i Sawoczkina
MVP: Marta Kuehn-Jarek
Okiem kibica
Bardzo fajny mecz ze strony Centrostalu. Ładna postawa Ewy Kowalkowskiej, która jak na ikonę bydgoskiej siatkówki przystało była ostoją swojej drużyny. Świetne zagrywki Patrycji Polak, dostawała mało piłek do ataku, ale robiła swoje w przyjęciu, czym nigdy nie zachwycała, także część wygranej spada również na nią. Leys jest na prawdę bardzo silną zawodniczką, w przyszłości może być pożyteczna dla swojej drużyny narodowej, zagrała bardzo fajny mecz. Rewelacyjny system obronny w Bydgoszczy. Kuehn-Jarek była wszędzie, robiła swoje i była taką cichą bohaterką tego meczu, zasłużone MVP.
Natomiast Aluprof... Tu nie wygląda to ładnie. Drużyna jest obkupiona w kontuzjowane zawodniczki lub takie, które jeszcze nie doszły do formy. Bamber była niemalże jedynym 'sposobem' zdobywanie punktów. Widać brak Werblińskiej, która wchodząc dziś na boisko została ładnie pocelowana przez Patrycję Polak (♥♥♥♥). Nie ten sam Aluprof, mam nadzieję że się odbudują. Szkoda byłoby takiej drużyny! Trener Wiktorowicz ju.ż kiedyś wyciągnął je z tarapatów, może teraz też da radę.
Zła passa Aluprofu Bielsko-Biała trwa. Bydgoszczanki pewnie pokonały mistrzynie Polski, które w ostatnim czasie grą nie zachwycają.
Początek pierwszego seta okazał się bardzo zacięty, bielszczanki schodziły na pierwszą przerwę techniczną prowadząc 8:7. Jednak od tego czasu dominacja Centrostalu była widoczna. Bardzo dobre ataki Ewy Kowalkowskiej i zagrywki Patrycji Polak, doprowadziły do przewagi, która ostatecznie okazała się wystarczająco duża by wygrać pierwszego seta 25:18.
W drugim secie mistrzynie Polski weszły na boisko zmotywowane i zaczęły od efektownego prowadzenia 3:1, a potem 8:6 na przerwie technicznej. Dobre obrony Marty Kuehn-Jarek pozwalały bydgoszczankom na wyprowadzanie skutecznych kontr. Jednak bielszczanki nie poddawały się, powiększały swoją przewagę dobrymi atakami. Na drugiej przerwie technicznej prowadziły 16:12, i kiedy wydawało się, że set dla Centrostalu jest przegrany, w polu zagrywki stanęła Polak. Nic nie pomogła zmiana Werblińskiej, która raz po raz była celowana zagrywką przez młodą iławiankę. Dzięki dobrym serwisom i grze zespołowej Centrostal doprowadził do remisu ostatecznie wygrywając seta 26:24.
Zacięty trzeci set ostatecznie padł łupem bydgoszczanek, które skutecznie doprowadzały do kontr. Dobre ataki Ewy Kowalkowskiej i obrony bydgoskiej libero były receptą na zwycięstwo.
Składy zespołów:
BKS Bielsko-Biała: Ciaszkiewicz (6), Frąckowiak (2), Okuniewska (4), Skorupa (2), Studzienna (3), Bamber (14), Sawicka (libero) oraz Werblińska, Kaczmar, Waligóra
Centrostal Bydgoszcz: Naczk (3), Kowalkowska (13), Mróz (5), Polak (8), Spicer (4), Leys (9), Kuehn-Jarek (libero) oraz Pelc (2) i Sawoczkina
MVP: Marta Kuehn-Jarek
Okiem kibica
Bardzo fajny mecz ze strony Centrostalu. Ładna postawa Ewy Kowalkowskiej, która jak na ikonę bydgoskiej siatkówki przystało była ostoją swojej drużyny. Świetne zagrywki Patrycji Polak, dostawała mało piłek do ataku, ale robiła swoje w przyjęciu, czym nigdy nie zachwycała, także część wygranej spada również na nią. Leys jest na prawdę bardzo silną zawodniczką, w przyszłości może być pożyteczna dla swojej drużyny narodowej, zagrała bardzo fajny mecz. Rewelacyjny system obronny w Bydgoszczy. Kuehn-Jarek była wszędzie, robiła swoje i była taką cichą bohaterką tego meczu, zasłużone MVP.
Natomiast Aluprof... Tu nie wygląda to ładnie. Drużyna jest obkupiona w kontuzjowane zawodniczki lub takie, które jeszcze nie doszły do formy. Bamber była niemalże jedynym 'sposobem' zdobywanie punktów. Widać brak Werblińskiej, która wchodząc dziś na boisko została ładnie pocelowana przez Patrycję Polak (♥♥♥♥). Nie ten sam Aluprof, mam nadzieję że się odbudują. Szkoda byłoby takiej drużyny! Trener Wiktorowicz ju.ż kiedyś wyciągnął je z tarapatów, może teraz też da radę.
czwartek, 3 marca 2011
Plus bonus: STO LAT!
No właśnie, dziś urodziny ma Nesa! Sto lat sto lat! Zdrowia, siatkarzy w domu, 180 cm wzrostu i wszystkiego co sobie zażyczysz, o. ; )))
Koniec marzeń Muszynianki - wracamy do domu.
Przegrana Muszynianki z Rabitą Baku 3:0 przekreśliła szansę na awans do FF. Polki wracają do domu pokonane. Jako kibic ubolewam nad tym, że zdążyłam tylko na trzeciego seta (przez dwa pierwsze siedziałam na lekcji matematyki, nie wiedząc że dostanę jedynkę ze sprawdzianu). Gdybyśmy mieli szukać plusów, na pewno można by znaleźć pocieszenie w tym, że Debby doleczyła kontuzję. Jeśli chodzi o grę to od razu widoczna była dominacja Rabity. Widoczne były braki na przyjęciu, jeśli chodzi o sam element, rzecz jasna. Kaczorowska zeszła z boiska, przynajmniej tak zrozumiałam z wypowiedzi komentatorów w drugim (?) secie (zaczynała mecz w szóstce). Kinga miała dobre wejścia, ale wiadomo - jedną zawodniczką meczu się nie wygra.
Pozostaje powiedzieć - jutro będzie lepiej. Dosłownie - nie tyczy się do pucharów tylko ligi, ale metaforycznie - chodzi o grę Skry i Jastrzębia. Obydwie drużyny zachowały szansę na FF (Jastrzębie wygrało 3:2 nad drużyną z Belgii, a Skra przegrała 2:3 z Zenitem Kazań), pozostaje nam cieszyć się z okazji do dwóch drużyn w Finale Czterech.
Pozostaje powiedzieć - jutro będzie lepiej. Dosłownie - nie tyczy się do pucharów tylko ligi, ale metaforycznie - chodzi o grę Skry i Jastrzębia. Obydwie drużyny zachowały szansę na FF (Jastrzębie wygrało 3:2 nad drużyną z Belgii, a Skra przegrała 2:3 z Zenitem Kazań), pozostaje nam cieszyć się z okazji do dwóch drużyn w Finale Czterech.
środa, 2 marca 2011
Niekorzystne lustrzane odbicie.
Po wczorajszym meczu Jastrzębskiego Węgla cieszyliśmy się z wygranej. Po dzisiejszym meczu Skry smucimy się z powodu porażki. Taki jest sport. Raz się jest na górze, a raz na dole. Dzisiaj przyszedł moment na ten dół. Po bardzo dobrym pierwszym secie Bełchatowianie jakby opadli z sił, utracili koncentrację i pozwolili się rozegrać Rosjanom. Drugi set grany był na przewagi, ale powinien się zakończyć wcześniej. Płomyk nadziei pozostał po 2 błędach sędziów, gdzie zadecydowali na korzyść gospodarzy. W kolejnym secie znów z dobrej strony pokazali się nasi zawodnicy i przy dużej ilości błędów w zagrywce, wykorzystując swoją dobrą grę na siatce potrafili ograć Zenit. Wydawać by się mogło, że teraz już będzie łatwo. Nic bardziej mylnego. Chwilowy brak koncentracji przekreślił szanse na wygraną 3:1. Trzeba było jakoś dograć tego seta i walczyć w tie-breaku, ale podcięte skrzydła tak szybko nie odrastają. Bełchatowianie wyszli na boisko bez wiary we własne możliwości. Popełniali kolejne błędy i oddalali się od zwycięstwa. Ostatecznie mecz zakończył się z sukcesem Zenitu Kazań 15:8. Za tydzień rewanż w Rosji. Na pewno nie będzie łatwo wygrać meczu i jeszcze tego złotego seta, ale trzeba wierzyć i walczyć. Nie ma rzeczy niemożliwych.
Pierwszy krok do awansu do Final Four postawili Jastrzębianie. Po przegranym w fatalnym stylu pierwszym secie odwrócili na własną korzyść losy spotkania. Nie grając rewelacyjnie potrafili wychodzić z opresji i wygrywać kolejne akcje. W tie-breaku pokazali całkowitą dominację. Był to set zupełnie inny od poprzednich. Nasi zawodnicy wyszli na boisko i robili to, co chcieli. Zupełnie tak jakby po drugiej stronie siatki stał zespół z dużo niższej półki. W bardzo ładnym stylu wygrali piątego seta 15:7 i całe spotkanie 3:2. Bardzo dobrym zmiennikiem okazał się Mitja Gasparini, godnie zastępując Igora Youdina i wnosząc do zespołu porządną dawkę energii.
Pierwszy krok do awansu do Final Four postawili Jastrzębianie. Po przegranym w fatalnym stylu pierwszym secie odwrócili na własną korzyść losy spotkania. Nie grając rewelacyjnie potrafili wychodzić z opresji i wygrywać kolejne akcje. W tie-breaku pokazali całkowitą dominację. Był to set zupełnie inny od poprzednich. Nasi zawodnicy wyszli na boisko i robili to, co chcieli. Zupełnie tak jakby po drugiej stronie siatki stał zespół z dużo niższej półki. W bardzo ładnym stylu wygrali piątego seta 15:7 i całe spotkanie 3:2. Bardzo dobrym zmiennikiem okazał się Mitja Gasparini, godnie zastępując Igora Youdina i wnosząc do zespołu porządną dawkę energii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)