Wczorajszy dzień był niesamowity. Może nie pod względem siatkarskim, bo tutaj zbyt wiele się nie działo. Za to końca dobiegł sezon zimowy w skokach i biegach narciarskich.
To miał być smutny poranek. Ostatni konkurs Adama Małysza i to dziwne uczucie, że więcej w Pucharze Świata go nie zobaczymy. Wiatr "pokrzyżował" plany skoczkom. Było zupełnie inaczej niż ktokolwiek racjonalnie myśląc mógł przewidywać. Ten konkurs bardziej przypominał historię moją i Gosi napisaną dzień wcześniej niż normalne zawody. Zmienny wiatr na Velikance nie jest łatwy do opanowania. Zawody ciągnęły się niemiłosiernie, bo zawodnicy byli po kilka razy zdejmowani z belki. W ciągu całego sezonu nasi skoczkowie mieli ogromnego pecha do warunków. Zawsze to im przywiało z tyłu, niesprawiedliwie obniżono belkę, czy odjęto zbyt dużo punktów za wiatr. Ostatni konkurs był jednak inny. .Szczęście sprzyja lepszym. I nam wczoraj dopisało. Przed skokiem Kamila baliśmy się, ręce z zaciśniętymi kciukami drżały, a serce mało nie wypadło z klatki piersiowej. Warunki nie były zbyt dobre, ale "Rakieta z Zębu" poradził sobie doskonale. Kamil skoczył 215,5 metra, prawie 10 metrów krócej niż słoweński skoczek, a i tak go wyprzedził. Potem przy następnych zawodnikach było tylko oczekiwanie i te prośby... żeby tylko skoczył mniej niż Kamil. Aż wreszcie nadszedł ten moment. Na belce pojawił się on... bohater dnia, "Orzeł z Wisły". Znowu zadrżało serce. Ale jak się okazało niepotrzebnie. Mistrz jest tylko jeden, pofrunął na 216 metr, ale przez odjęte punkty znalazł się na 3 miejscu. I pozostało już tylko trzech - tych najgroźniejszych. Ale to również nie był ich dzień.
Klasyfikacja po pierwszej serii wyglądała jak w najpiękniejszych snach. Dwóch polskich zawodników w pierwszej trójce. Czyżby marzenia zaczynały się spełniać? Marzenia Kamila na pewno. Zawsze powtarzał, że chciałby stanąć na podium razem z Adamem. Dzięki słusznej (chyba jednej z niewielu w tym sezonie) decyzji jury,zakończono rywalizację po pierwszej serii.
Symboliczna zmiana warty, przekazanie pałeczki, każdy może to nazwać jak chce. Adam Małysz kończy karierę na podium ostatniego konkursu Pucharu Świata, który wygrał jego młodszy kolega z reprezentacji... Kamil Stoch. Historia zatacza koło. 17 marca 1996 r. w Oslo, w ostatnim konkursie Pucharu Świata w sezonie, Adam Małysz zwyciężył pierwszy raz w swojej karierze. Tego samego dnia karierę zakończył Jens Weißflog, idol Małysza.Kamil zwyciężył co prawda po raz trzeci, ale to by było najpiękniejsze koło na świecie. Przynajmniej dla kibiców skoków narciarskich w Polsce.
Po konkursie pełnym emocji przyszedł czas na dekorację. Była to również piękna chwila. Najpierw na podium pojawili się triumfatorzy konkursu. Kamil i Adam ubrani w góralskie stroje z polskimi flagami i uśmiechem na twarzy odsłuchali "Mazurka Dąbrowskiego" Potem wyczekiwana długo dekoracja zwycięzców PŚ. Tam nasz Adaś również stanął na podium. Zdołał wyprzedzić Andreasa Koflera i na zakończenie kariery wskoczył na miejsce trzeciego zawodnika sezonu. Teoretycznie Polska reprezentacja powinna znaleźć się jeszcze na podium Pucharu Narodów, ale niestety tam dekorowani są tylko zwycięzcy, czyli bezapelacyjnie od kilku lat Austriacy. W tym czasie, Adam i Kamil byli noszeni na ramionach wzdłuż zeskoku skoczni.
Płakało się wczoraj ze wzruszenia, ze smutku i ze szczęścia. Jak tu się nie cieszyć ze zwycięstwa Kamila i 3 miejsca Adama, a z drugiej strony jak się nie smucić z powodu jego odejścia? A emocji jak zwykle dorzuciła jeszcze Justyna Kowalczyk. Królowa polskich nart po raz trzeci z rzędu odbierała kryształową kulę i tutaj nie trzeba się było zastanawiać z jakiego powodu łzy płyną po policzkach. Patrząc na wzruszenie, zwykle twardej Justyny ciężko było powstrzymać łzy szczęścia. Po kilku miesiącach kibicowania nawet ta radość na odległość jest wielka.
Teraz będziemy tęsknić. Przyzwyczaiłam się do weekendów spędzanych na kibicowaniu przed telewizorem. Jak co tydzień sporządzałam wczoraj moja karteczkę, na której zapisuje co jest do obejrzenia w przyszłym tygodniu i ona jest prawie pusta. Tylko środowy mecz Skry z Zaksą, Mecze FF Ligi Mistrzów i benefis Adama Małysza. Przeważnie było na niej znacznie więcej punktów. Czasem ciężko się było wyrobić. Trzeba było oglądać nieraz i trzy transmisje na raz. Będzie mi tego bardzo brakowało, a do następnego zimowego sezonu taki szmat czasu...
No niestety...ale pamiętasz, Natalia, jeszcze niedawno był marzec roku 2010, i się smuciłyśmy, ze się sezon kończy... potem jakoś samo zleciało... nawet nie pamiętam kiedy... ciąży jedynie ta świadomość, że Adama już nigdy nie zobaczymy w PŚ...miejmy nadzieję, ze skoki Kamila będą równie piękne co Adama przez całą jego karierę. ; )
OdpowiedzUsuń